Cryptopsy – zjedzony przez robaki
Cryptopsy to jeden z moich ulubionych zespołów od bardzo dawna więc wieść o ich koncercie przyjąłem bardzo entuzjastycznie. Tym bardziej, że ostatnim razem widziałem ich kilka lat temu i nie było NIC słychać. Jako, że ostatnia zmiana wokalisty niemalże spowodowała dla mnie śmierć kliniczną tego zespołu to jednak wybudzili się ze śpiączki swoim ostatnim albumem („Cryptopsy” 2012). Matt się zaaklimatyzował a ich występ w Progresji mogę podsumować jeno, że urwali mi łeb przy samej dupie. Esencja brutalności i bezkompromisowego podejścia do tematu. Podobnie jak w przypadku Possessed, z oryginalnego składu został tylko Flo Mounier, który jest swoją drogą w ścisłej czołówce perkusistów metalowych. Mimo to, zespół jest bardzo silny i epatuje wielkim pokładem mocy. Staranowali mnie a truchło podeptali dwukrotnie. Brzmienie wyjątkowo selektywne a żywiołowe poruszenie sceniczne przywróciło mą nadzieję, że oni jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa. Umiejętność grania tak brutalnie i technicznie zarazem to sztuka, którą Cryptopsy opanowało do perfekcji. Co więcej, ta formuła doskonale sprawdza się na żywo. Potęga!
Setlista:
Crown of Horns
Two-Pound Torch
Emaciate
White Worms
We Bleed
The Golden Square Mile
Graves of the Fathers
Worship Your Demonsbis:
Defenestration
Slit Your Guts
Phobophile
Trzeba przyznać, że skład supportów jaki zabrali ze sobą w trasę też był zacny. Amerykański Disgorge wprawił publikę w szał. Wielki jak trzy drzwiowa szafa, Angel Ochoa swoim growlem trząsł całym klubem. Mimo ciasnoty na scenie, był cały czas w ruchu i wraz z zespołem wymordowali wszystkich zebranych. Tak na poważnie to nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Charakterystyczny sound gitar w pierwszych riffach nie zwiastował tak daleko idącego, masowego morderstwa. Jungle Rot byłem bardzo ciekawy ale tak naprawdę nie wiem kiedy przeleciał ich występ. Nie wiem czy było to spowodowane skupieniem na zdjęciach czy może mało konkretnym przekazem… Nie trafili do mnie, choć ta sztuka mogła się podobać. Dla mnie, jedynie solidny koncert. Lokalnym supportem było warszawskie Sphere. Mimo, że publika była niewzruszona to ich death metal dobrze sprawdza się w warunkach bojowych. Jest żywy i mimo braku stricte melodyjnych korzeni, bardzo dobrze się przyswaja i wchłania. To był bardzo udany wieczór choć zauważyłem, że ostatnio ciężko o podłą sztukę… może to i dobrze?
– DISGORGE
– SPHERE